Luboń Wielki. W Beskidach bywa stromo.

Bacówka Luboń Wielki
Nocą na Luboniu Wielkim.

Beskid Wyspowy nie jest pierwszym pasmem górskim jakie przychodzi na myśl, kiedy analizujemy najbardziej strome górskie podejścia. Ta pewnego rodzaju ignorancja niesie przynajmniej dwie konsekwencje. Pierwszą jest zasadniczo optymistyczne podejście do wypraw w Beskid Wyspowy. Rejon kojarzony jest z łatwymi, spokojnymi wycieczkami, przyciągając rzesze niedzielnych turystów. I bardzo dobrze – w Beskidach góry można poznać i pokochać. Drugą konsekwencję widać gołym okiem, idąc czerwonym szlakiem z Mszany Dolnej na Luboń Wielki. Zdyszane, spocone, czasem zrezygnowane, wykrzywione zmęczeniem twarze  i powtarzające się pytanie: „Daleko jeszcze?”

Schronisko Luboń Wielki
Schronisko na Luboniu oferuje iście spartańskie warunki noclegowe.

Szlak czerwony Mszana Dolna -> Przełęcz Glisne -> Luboń Wielki (2:15)

Trasa rozpoczyna się w miejscu przecięcia wszystkich głównych szlaków turystycznych w Mszanie Dolnej, czyli na dworcu autobusowym. Mszana Dolna stanowi chyba najlepszy, najbardziej dogodny punkt wypadowy w Beskid Wyspowy. Z Krakowa autobusem dojedziemy tu w niespełna godzinę (rozkład tutaj). W okolicy dworca zlokalizowane są otwarte w weekendy Biedronka i Tesco. Warto zaopatrzyć się w nich na dalszą drogę, ceny jedzenia w schronisku na Luboniu są bardzo wysokie!

Wypakowawszy plecak prowiantem, pełen energii, turysta szybko wyruszy w trasę. I równie szybko może się zniechęcić. Początkowy odcinek szlaku prowadzi przez miasto po asfalcie. Na zmianę krajobrazu przyjdzie trochę poczekać. Pokonując żmudnie  kolejne kilometry i z nadzieją patrząc za kolejny zakręt, dopiero po przekroczeniu mostu na rzece Rabie wędrowiec odetchnie z ulgą. Po drugiej stronie rzeki ruch samochodowy wyraźnie zmniejsza się, okolica staje się mocno pofałdowana, a droga zakręca szerokimi łukami, omijając niespodziewane wzniesienia terenu.

Złote Wierchy

W końcu szlak skręca z asfaltówki w lewo i ostrym podejściem kieruje się w stronę miasteczka Glisne. Zmotoryzowani mogą zignorować oznaczenie szlaku i pojechać dalej krętą drogą asfaltową aż do samego Glisnego. Piesi miną ostatnie zabudowania i zaczną wspinaczkę na grzbiet Złotych Wierchów.

Początkowo droga prowadzi skrajem pól, gęsta trawa przyjemnie amortyzuje kroki i chroni przed kamieniami. Z czasem szlak zaczyna pokrywać się z coraz głębszą, kamienistą ścieżką, która po deszczu zamienia się w wolno płynący, błotnisty strumień. Luboń wysyła pierwsze ostrzeżenie – nie zapomnij solidnych butów o grubej podeszwie. Ciąg dalszy trasy prowadzi wokół gęstego zagajnika, po lewej stronie mając otwarte pola i, w dalszej perspektywie, masyw Mogielicy.

Panorama Złote Wierchy
Panorama widziana przez turystę na Złotych Wierchach.

Złote Wierchy nie są wierzchołkiem oznaczonym na mapie, same w sobie rzadko bywają celem wycieczek. Tym bardziej zaskakuje, rzecz jasna pozytywnie, zbita z desek zadaszona ławeczka zainstalowana na szczycie. Miejsce to tchnie spokojem – drzewa zagajnika szumią na wietrze za plecami odpoczywającego podróżnego. Przed oczami ma on bezkresne pola, na których zapobiegliwi rolnicy ustawili strachy na wróble i krzyże, podwójną ochronę przed przeciwnościami losu. Daszek nad głową zapewnia ochronę przed słońcem lub deszczem, drobny fakt, który docenia się zazwyczaj dopiero z perspektywy czasu.

Złote Wierchy krzyż
Krzyż czy strach an wróble?

Minąwszy Złote Wierchy, czerwone znaki prowadzą dalej przez pola, raz w górę, raz w dół, gubiąc się w zagajnikach, przekraczając podmokłe łąki, przecinając zagajniki, by wreszcie wrócić na asfalt na obrzeżach Glisnego.

Przełęcz Glisne
Przełęcz Glisne. W połowie drogi między Mszaną Dolną a Luboniem.

Glisne

Właściwie trudno mówić o obrzeżach wsi tak małej, że niemal niewidocznej z perspektywy podróżującego samochodem. 327 mieszkańców wciśniętych między Szczebel a Luboń, skupionych wokół kościoła Najświętszego Serca Jezusowego, przywykłych do surowego klimatu, niewielkiej ilości słońca i stromych podjazdów. Wdepnąwszy mocniej pedał gazu, wieś pokonać można w 15 sekund. 327 nieustępliwych osadników i ich walka o każdy dzień tylko prześlizguje się w szybach rozpędzonego auta.

W głowie rodzi się pytanie o optymalny środek transportu w podróży. Samolot, samochód, rower, może pieszo? Podróżując szybko, nie mamy szans dotknąć zwykłych losów, codziennych historii, punktów na mapie składających się później na krajobraz. Przemieszczając się pieszo, ciężko z kolei o dystans, całościowe spojrzenie, osadzenie punktów w szerszej perspektywie. Wybór środka transportu jest chyba pochodną skali mapy, którą mamy ze sobą w plecaku. Im bardziej dokładna mapa, tym wolniej i dokładniej musimy się przemieszczać, chcąc zarejestrować drobne niuanse i ciche detale.

Dom Glisne
Tradycyjnie zdobiony dom w Glisnem.

Beskidzki teatr

Przemierzając czerwony szlak najpewniej do Glisnego dotrzemy pieszo. Przy odrobinie szczęścia nasz spacer będzie miał miejsce w niedzielę. Nie można też wykluczyć, że będzie to późne przedpołudnie, kiedy majowe słońce wspina się na niebie wystarczająco wysoko, żeby uciszyć krzyczące ptaki. Stojące w miejscu, gorące powietrze doskonale przenosić będzie każdy dźwięk. W takiej oto scenerii, jak w teatrze tuż przed rozpoczęciem sztuki, kiedy wśród widzów zapada niecierpliwa cisza, rozlegnie się kościelny dzwon. Warto zatrzymać się wówczas na najbliższej ławce i oglądać, jak aktorzy spektaklu powoli wychodzą na scenę.

Glisne Beskid Wyspowy
Niedziela w Glisnem.

Sztuka zaczyna się najbliżej kościoła, gdzie z położonych gęsto domów, odświętnie ubrani, wypachnieni, uśmiechnięci, jeszcze zagadani po późnym śniadaniu wychodzą najbardziej gorliwi parafianie. Do kościoła nie mają daleko – zaledwie kilkadziesiąt kroków, i rzadko obierają najkrótszą drogę. Głośne przekrzykiwanie dzieci przywraca życie wcześniej opustoszałym podwórkom.

Bicie dzwonu powoli cichnie, gdy w zasięg wzroku obserwatora wchodzą wierni przybywający z domów rozsianych wśród okolicznych pól. Buty nieco zakurzone, przecież majowe słońce wysuszyło polne drogi na piach. Część kołnierzyków już poluzowana, właściciele niecierpliwie wypatrują cienia kościelnej nawy. Kilka minut przed pełną godziną, na plac przed kościołem wpada parę terenowych aut. Przybywających z najdalszych zakątków gminy mieszkańców można usprawiedliwić – do nich dźwięk kościelnych dzwonów dotarł najpóźniej. Pierwszy akt sztuki kończy się punktualnie o pełnej godzinie, kiedy wieś na powrót staje się pusta i cicha.

Można być pewnym, że akt drugi rozegra się po przerwie, za równą godzinę. Właściciele terenowych aut zaczną tym razem przedstawienie, z piskiem opon ruszając spod dziedzińca. Pozostali aktorzy niespiesznym krokiem rozejdą się do domów, spora część z nich przystanie na akt trzeci w cieniu pobliskiego baru.

Glisne kościół
Liczące 327 mieszkańców Glisne.

Luboń Wielki (1022m.n.p.m.)

Czas zostawić Glisne i ruszyć stromym podejściem na Luboń. Położone na szczycie schronisko i wieża meteorologiczna widoczne są z oddali. Wydaje się, że jeszcze kilka kroków i wędrówka dobiegnie końca. Nic bardziej mylnego, to właśnie teraz zaczyna się najbardziej wymagający odcinek wspinaczki. Ścieżka szybko nabiera wysokości i w przeciwieństwie do większości beskidzkich szlaków wcale nie trawersuje zbocza – prowadzi prostą linią w kierunku schroniska.

Lubon Wielki z Glisnego
Luboń Wielki z Glisnego. Potraficie znaleźć schronisko?

Pierwszy, najtrudniejszy odcinek często grzęźnie w błocie. Turysta musi mocno wyginać szyję, aby objąć spojrzeniem ścieżkę przed nim. Warto skupić się tutaj na patrzeniu pod nogi – zmniejsza to stres i zniechęcenie stromizną jak i poprawia bezpieczeństwo na śliskim podejściu. Kolejne zakręty wydają się za każdym razem tymi ostatnimi – przecież schronisko wydawało się tak blisko! Z czasem nadchodzi rezygnacja. Coraz częściej czujemy potrzebę aby przysiąść na zwalonym pniaku, napić się wody, złapać oddech… i to właśnie wtedy teren wypłaszcza się. Tablica informuje, że wchodzimy na obszar chroniony. To najlepszy znak, że do schroniska zostało już tylko 5 minut marszu.

Obserwatorium lubon wielki
Obserwatorium meteorologiczne na Luboniu Wielkim.

Ostatni odcinek wędrowiec pokona zapewne truchtem, chcąc już odpocząć w schronisku, najeść się do syta i nacieszyć oczy panoramą ze szczytu. Schronisko nie zawodzi, do godziny 20:00 oferując ciepłe posiłki. Menu jest najczęściej bardzo ograniczone, a i ceny wysokie, jednak wygłodniały turysta nie zwróci najpewniej na to uwagi.

Panorama Luboń Wielki
Panorama z Lubonia Wielkiego.

Nocleg

W schronisku jest możliwość noclegu. Koszt na maj 2016 to 30 PLN. W schronisku nie ma bieżącej wody ani strumienia (!). Gorąca woda dostępna jest za darmo w kuchni. Osoby przywiązane do higieny osobistej powinny zabrać ze sobą na górę większą ilość wody. Dla podróżnych dostępna jest sala wspólna w schronisku (nietypowa, kwadratowa, przeszklona sala na pierwszym piętrze) oraz bacówka. W bacówce znajdziemy 2 pokoje prywatne (2 i 3osobowe) oraz salę wspólną na piętrze.

Najmocniejszym punktem schroniska jest cisza, jaka zapada tu wieczorem i piękne rozgwieżdżone niebo w bezchmurną noc.

Bacówka Luboń Wielki okiem Miszy
Bacówka na Luboniu Wielkim.

Czerwony szlak może być też ciekawą kontynuacją wycieczki na Szczebel.

Beskid Wyspowy

Schroniska Beskidu Wyspowego odwiedzałem z przewodnikiem „Beskid Wyspowy” wydawnictwa Rewasz. Dariusz Gacek opisuje w nim izolowane górskie „wyspy” tak często pomijane przez turystów i zapomniane przez przewodniki. Ciężko nie zgodzić się z nim, że właśnie w Beskidzie Wyspowym można jeszcze znaleźć autentyzm, spokój, puste szlaki, dziką przyrodę i życzliwych ludzi. To niepozorne pasmo górskie kryje liczne jaskinie, jeziorka, strome podejścia, wspaniałe panoramy, tajemnicze i rozległe leśne łąki… Przewodnik kupicie już za 29 PLN na przykład TUTAJ.

A tu zapoznać się możecie z całą ofertą wydawnictwa Rewasz: KLIK. Zachęcam do lektury tego moim zdaniem najlepszego wydawnictwa na polskim rynku.

 

 

Dodaj komentarz

3 komentarzy do "Luboń Wielki. W Beskidach bywa stromo."

Powiadom o
avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Pieniny
Gość

Co roku planuje podjechać w tamte okolice i na planach się kończy ( chyba mam zbyt blisko)zachęcony Twoimi zdjęciami i opisem ponownie zaczynam planować 🙂

Sławek
Gość

jakbym tam byl:)

wpDiscuz