Granica polsko-białoruska ma długość 416 kilometrów. Na tak długim odcinku znajduje się tylko 7 drogowych przejść granicznych. Średnio co 60 kilometrów Białoruś otwiera się na obcych i pozwala na wymianę towarów, myśli i przekonań. Przyczyny tej nieufności są co najmniej dwie, pośrednio ze sobą powiązane.
Granica Polski z Białorusią biegnie dokładnie tak, jak niegdyś przebiegała granica Polski z ZSRR. Polityką Związku Radzieckiego było budowanie niewielu przejść granicznych, utrzymywanie państwa w możliwie dużej izolacji. Przygraniczna nieufność w stosunku do obcych jest więc spuścizną po Sowietach, spuścizną pielęgnowaną do dziś po wschodniej stronie naszej granicy.
Przyczyna druga jest konsekwencją pierwszej: granicę z Polską wytyczono tak, aby jej przekraczanie maksymalnie utrudnić. Duża jej część położona jest na rzekach (Bug, Świsłocz, Wołkuszanka) lub przebiega przez głęboką puszczę. Naturalne bariery fizycznogeograficzne utrudniają zwiększenie liczby przejść granicznych pomimo rozpadu ZSRR. W pewnym sensie myśl liderów Związku Radzieckiego przetrwała jego rozpad i odciska się piętnem na jego spadkobiercach do dziś.
Dolina Świsłoczy
Miejscem, które w najlepszym stopniu obrazuje skalę trudności w kontaktach międzygranicznych, jest Dolina Świsłoczy. Granica przebiegająca na rzece Świsłocz skutecznie oddzieliła tu dwa światy: polski i białoruski. Nieliczne wsie położone po obu stronach granicy porozrzucane są wśród pól i lasów, zapomniane, niezależne, pogrążone w izolacji, jak szlacheckie zajazdy kilkaset lat temu.
Przez ten nieujarzmiony Dziki Wschód biegnie droga krajowa 65. Przecina bezludne tereny Puszczy Knyszyńskiej, mija Gródek, aby zakończyć trasę w Bobrownikach na granicy z Białorusią. Izolowane Bobrowniki przypominają trochę przyczółek handlowy budowany przez kupców na niegościnnych terenach. Podróżni zatrzymują się tu nie rozglądając wokół, uzupełniają zaopatrzenie i ruszają w dalszą drogę.
Tymczasem to właśnie Bobrowniki stanowią centrum małego wszechświata dla mieszkańców okolicznych wsi i miasteczek. Dają źródło utrzymania, stanowią miejsce wymiany informacji, są punktem odniesienia w codziennych kalkulacjach. Są niepisaną stolicą Doliny Świsłoczy. Spróbujmy zwiedzić ten mikroświat, przemierzając go z północy na południe.
Kruszyniany
Podróż zaczynamy w Kruszynianach, miasteczku znajdującym się na końcu asfaltowej drogi 676 prowadzącej z Supraśli przez Krynki na południe. Wieś Kruszyniany położona jest wśród harmonijnie pofałdowanych, częściowo zalesionych wzgórz. Z ich dość stromo opadających zboczy otwierają się rozległe widoki na dolinę Świsłoczy. Dla wielu punkt docelowy podróży, Kruszyniany są w istocie niezwykłym punktem na mapie Polski. Znajdziemy tu jeden z dwóch drewnianych meczetów tatarskich, które zbudowano w Polsce końcem XVIII wieku.
W weekendy wieś tętni życiem. Mnogość restauracji, gospodarstw turystycznych, miejsc noclegowych dobrze świadczy o tatarskiej smykałce do interesów. Znakomicie wykorzystali oni swoją odrębność, odmienność i potrafili wzbudzić zainteresowanie, a nie strach przybyszów. Nie kryjąc swoich przekonań religijnych odnaleźli się w konserwatywnej Polsce, zdecydowana większość aktywnie uczestniczy w życiu społecznym i politycznym Kruszynian.
Kruszyniany są zdominowane przez ludność pochodzenia tatarskiego. Żyjąc w stosunkowo spójnej, homogenicznej i niezagrożonej wspólnocie, Tatarzy zaczynają o sobie myśleć jako o Polakach – wielu z nich w ostatnim spisie powszechnym jako pierwszą zadeklarowało narodowość polską. Inaczej rzecz ma się z Tatarami żyjącymi w Warszawie, tam tatarskość coraz bardziej rozmywa się, Tatarzy boją się utraty tożsamości. W spisie powszechnym w rubryce „narodowość” warszawscy Tatarzy jak jeden mąż wpisywali „Tatar”, a dopiero potem, ewentualnie, Polak.
Mniejszości w Polsce
Wieś Kruszyniany może być ciekawym obiektem badań socjologicznych: przykładem zestawu warunków, które muszą być spełnione, aby skrajnie odmienna grupa religijna, mniejszość narodowa odnalazła się w obcym dla siebie kulturowo kraju. Elementy, na które ja zwróciłem uwagę, to świadomość i pielęgnowanie własnej tradycji (Tatarzy uczą się swojej historii, oprowadzają po meczecie, utrzymują kontakty z duchownymi muzułmańskimi spoza Polski, pielgrzymują do Mekki), otwartość i akceptacja reguł kraju osiedlenia (Tatarzy uczestniczą w życiu politycznym, startują w wyborach lokalnych, akceptują polskie prawodawstwo) i sukces ekonomiczny (wykorzystanie odmienności, umiejętność zareklamowania i sprzedania atutów).
Nawet w turystycznych Kruszynianach znaleźć można miejsce, gdzie wielkomiejski zgiełk i drogie samochody jeszcze nie dotarły. Kilkaset metrów powyżej meczetu, piaszczysta droga doprowadzi nas do ukrytego w sosnowym lesie cmentarza. Kamienny murek chroni dostępu do porozrzucanych wśród drzew nagrobków. Najstarsze datują się na sam początek XIX wieku. Cmentarz jest dość rozległy, można tu spędzić wiele minut błądząc po cienistych pagórkach i szukając płyt nagrobnych z możliwie najstarszą datą wyrytą w kamieniu.
Tatarski step
Na wschód od Kruszynian nie prowadzi już żadna asfaltowa droga. Pofałdowany, pagórkowaty krajobraz pokryty jest rozległymi polami, które przecinają piaszczyste gościńce. Plątanina dróg oznaczona jest na rozstajach tabliczkami z nazwami miejscowości, jakby państwo polskie chciało nadać powagi tym ścieżkom, podnosząc je do rangi dróg powiatowych. Same wsie łatwo przegapić, to najczęściej kilka domów położonych wzdłuż piaszczystego traktu. Krajobraz przypomina bezkresne mongolskie stepy, może dlatego tak bardzo upodobali go sobie Tatarzy?
W miarę zbliżania się do granicy wzniesienia obniżają się, mijamy punkt widokowy we wsi Rudaki oraz ciekawskie spojrzenia biesiadujących w ogródku mieszkańców. W oddali widoczna jest rzeka Świsłocz, której wody ukryte są w wysokich szuwarach. Za szuwarami wprawne oko dostrzeże białoruskie słupki graniczne. Gdyby usunąć te słupki, rozróżnienie białoruskiej i polskiej części stepu byłoby niemożliwe… Na wschód od Rudaków pojęcie granicy wydaje się już całkowicie abstrakcyjne.
Śmiałkowie, którzy trasę pokonywać będą na rowerach, mogą szybko utracić morale z uwagi na unoszący się w palącym słońcu pył oraz wyboistość ścieżek. Koła roweru zakopują się w piaszczystych drogach powiatowych, nawet jazda z górki jest walką o utrzymanie równowagi. Nie należy się zbyt szybko zniechęcać, zresztą z drogi i tak nie ma odwrotu: prowadzenie roweru pod górę w takich warunkach byłoby jeszcze większą katorgą.
Po kilkudziesięciu minutach lawirowania wśród pól, nie natrafiając zapewne na żadnego przechodnia, zmęczony rowerzysta dotrze do wsi Chomontowce, o której warto wspomnieć przynajmniej z dwóch względów.
Chomontowce
Pierwszym z powodów, które czynią niepozorne Chomontowce wsią wyjątkową, jest bezpośrednia bliskość granicznej rzeki Świsłocz. Strudzeni, brudni i spoceni rowerzyści z pewnością docenią porady jednego z gospodarzy, który zza płota poinstruuje ich, jak trafić nad sam brzeg Świsłoczy. Od gospodarza dowiedzieć się można także, że okoliczne lasy obfitują w grzyby, których zbieranie może być dobrym źródłem dodatkowego zarobku dla lokalnych mieszkańców. Przynajmniej raz w tygodniu odbywa się we wsi skup grzybów, przejeżdżający samochód zatrzymuje się pod domami sprawdzonych gospodarzy i odbiera zbiory.
Rzeka Świsłocz jest również na swój sposób wyjątkowa. Jej powolny nurt, a może niepokojąca nazwa sprawiają, że białoruscy strażnicy graniczni tracą zwyczajowy wigor i łaskawym okiem patrzą na wszystkich, którzy w chłodnych wodach rzeki szukają wytchnienia przed palącym słońcem.
Zdobnictwo drewnianych domów na Podlasiu
Najważniejszym powodem, dla którego warto odwiedzić Chomontowce, są tradycyjnie zdobione drewniane domy, które ze wsi tworzą żywy skansen. Proces wyludniania wiosek w dolinie Świsłoczy, spowodowany emigracją do większych miast, zachował je w stanie niezmienionym od kilkudziesięciu lat. Przechadzając się brukowaną ulicą przecinającą Chomontowce można odnieść wrażenie, że zatrzymał się tu czas. Większość drewnianych domów ma pięknie zdobione nadokienniki, bogato dekorowane naroża, czasem malowane okiennice. Styl dekorowania domów na Podlasiu jest typowy tylko dla tego regionu i coraz częściej postrzegany jako spuścizna kulturowa.
Najwcześniej zaczęto zdobić naroża domów. Charakterystyczne motywy geometryczno-roślinne dekorują większość domów w Chomontowcach. Naroża są symetryczne, często składają się z kilku pól zawierających osobne motywy zdobnicze. Z czasem dekorować zaczęto także okna (nadokienniki i podokienniki) oraz okiennice. Do motywów geometrycznych doszły zdobienia zoomorficzne.
Najbogatsze domy posiadają także zdobione ganki. Początkowo ganki miały proste słupki, na których wspierał się dwuspadowy daszek. W miarę rozwoju zdobnictwa liczba elementów dekoracyjnych na ganku zwiększała się: dostawiano zdobione słupki, ścianki ganku zaczęto zabudowywać oszklonymi ściankami. Liczba szybek dochodziła do 160, a te najbardziej okazałe mają ich nawet 300! Oszklone ganki nazywano werandami.
Firany, kwiaty, dekoracyjne meble nadawały gankom funkcję reprezentacyjną, a nie użytkową.
Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)
A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY
Ciche i spokojne, nicniedziejące się i nudne czasami bywają bardzo atrakcyjne, nie beznadziejne. Ale w tym celu trzeba najpierw wyjechać i potem powrócić, by docenić. Oczywiście jak jest do czego wrócić
Mądry komentarz, dzięki !
Przeczytałam tekst 3 razy.. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, jednak opis lokalizacji i dołączone zdjęcia w moim mniemaniu obrazują jedyną miejscowość położoną nad Świsłoczą: CHOMONTOWCE.
Szkoda, że w opisie urokliwej Jałówki na pierwszy plan wyłaniają się trzy określenia: rezygnacja, zaniedbanie, zło. Niezachęcające. Szkoda.
Dziękuję za poprawkę – czy w użyciu jest obecnie tylko nazwa Chomontowce? Wikipedia podaje, że kiedyś wieś nazywała się Chomentowce. Jeszcze w kwestii Jałówki. Rezygnacja i zaniedbanie, pomimo że niezaprzeczalne, nie odbierają wsi specyficznego uroku. Możemy się z tym godzić albo nie, jednak podobny „zły” los spotyka wiele podlaskich wsi. Opisując tamten region, starałem oddać się nastroje i emocje wyczuwalne… Czytaj więcej »
W użyciu wśród nas miejscowych funkcjonuje nazwa mniej więcej brzmiąca jak „Chamutałcy” 🙂
od końskiego chomonta 🙂 gdyż nazwy miejscowości nie były przypadkowe 🙂
Tylko? Z Ukrainą granica jest dłuższa, a jest nie wiele (bardzo nie wiele) więcej drogowych. Inna kwestia przejścia piesze…Czy na granicy z Białorusią jest to tak absurdalne, że celnik mi łapie ukraińskiego pana, żebym przekroczyła legalnie granicę na moim rowerze..? Spuścizna myślenia, czy spuścizna polityczna? Bo politycznie w drugim przypadku to już raczej inna bajka, a konsekwencja podobna. Uważasz, że… Czytaj więcej »
To, że gdzieś indziej w Polsce jest podobnie nie oznacza, że białoruskie pogranicze nie jest wyjątkowe. Nie musi być naj, żeby było ciekawie. Podróżując po Polsce, w każdym miejscu staram się zrozumieć jego specyfikę i to, co może czynić go godnym uwagi. Moje przemyślenia i komentarze są subiektywne i mają oddać bardziej nastrój i emocje niż suche fakty. Tak, żeby… Czytaj więcej »
„Zarzutów”? Nie ma żadnego. Bynajmniej nie odbieram wyjątkowości, bo każde miejsce w jakiś sposób jest, tylko trochę zabawnie „zabrzmiało” zauważanie wyjątkowości podczas, gdy zjawisko można zauważyć w innych regionach Polski również. Więc nie, nie zaprzeczam wyjątkowości zwracam uwagę, że ja osobiście na podstawie Twojego opisu (sic!) jej nie widzę…W takim samym stopniu, a może nawet tym bardziej, to z ustalaniem… Czytaj więcej »
Mam nadzieję że jednak na blogach można znaleźć rzetelną wiedzę, w takim celu piszę też u siebie artykuły z kategorii Reportaże (jak choćby ten o Zaratusztrianach). Ten wpis, jak słusznie zauważyłaś, celowo utrzymany został w „bajkowej” konwencji. Temat granicy jest bardzo ciekawy, pozwolisz że jeszcze go pociągnę: 1) Rzeczą naturalną przy wyznaczaniu granic jest branie pod uwagę barier fizykogeograficznych (jeśli… Czytaj więcej »
Czy chodziło o „niezbyt” atrakcyjną? Jeśli tak, jest to zniechęcające merytorycznie strasznie 😉