Szwajcaria Bliskiego Wschodu czy gniazdo sił Hezbollahu? Liban wydaje się być zlepkiem równoległych, nie do końca wymieszanych światów. Pozostają one we względnej równowadze, dopóki zachowane są między nimi ustalone proporcje. W obliczu wojny w Syrii równowaga staje się coraz bardziej chwiejna… Zapraszam do Bejrutu, który jak w zwierciadle uwidacznia kontrasty i chwiejną równowagę, w jakiej zawieszony jest obecnie Liban.
Historia a nowoczesność
To, co najbardziej rzuca się w oczy po przyjeździe do Bejrutu, to drut kolczasty i żurawie. Miasto jest wielkim placem budowy, ciągle odbudowując się po zniszczeniach wojennych. Odbudowa odbywa się według specyficznego schematu – na pierwszym miejscu pieniądze, na drugim użyteczność, na trzecim wartość historyczna.
Spójrzmy na poniższe zdjęcie. Przedstawia ono centralny plac miasta. Ruiny z czasów rzymskich są szczelnie ogrodzone, aby je zobaczyć trzeba wejść na taras widokowy. Na drugim planie zabytkowa katedra św. Jerzego. Brama w bramę w katedrą, oparty o starorzymskie fundamenty, budowany jest nowoczesny biurowiec.
Budowla już teraz utrudnia zwiedzanie ruin rzymskich. Aby wejść do kościoła, trzeba nadłożyć drogi i iść wzdłuż ogrodzenia. Także sylwetka miasta, ład przestrzenny został przez tą budowlę zrujnowany. Przykład ten pokazuje instrumentalne podejście do budowli zabytkowych, które z czasem muszą ustąpić miejsca nowoczesności… Tak wygląda obecnie miejski souk, czyli tradycyjne arabskie targowisko:
Pomyślmy o targowisku np. w Maroku. Zapach perfum miesza się tam z zapachem przypraw, sprzedawcy głośno zachwalają swoje wyroby, niemal wciągając na siłę do sklepu. Barwne dywany kontrastują z miedzianymi dzbankami, paciorkami, koralikami… W Bejrucie nikt na siłę do sklepu nas nie wciągnie. Przypraw tu więcej nie kupimy. A perfumy? Może tak, ale tych zachodnich marek…
Postępująca industrializacja powoduje, że budynki stare, mało użyteczne są wypierane przez budowle nowoczesne. Zabytki tworzą swego rodzaju wyspy na morzu nowoczesności. Z upływem lat, pewnie i one poddadzą się naporowi fal zmian.
Własność publiczna a własność prywatna
Wychodząc z nowoczesnego centrum handlowego, naszym oczom ukazuje się przedziwny widok. Oto bogaci mieszkańcy miasta, dźwigając pękate siatki zakupów z logami znanych marek, przechodzą obojętnie wzdłuż ścian zrujnowanej księgarni. W tle błyszczą się kolorowe banery Cinema City. Na plecach czuć zimny oddech sklepowej klimatyzacji. W zawieszeniu między tymi oazami luksusu, odrapane, noszące ślady kul ściany księgarni są niemym wołaniem o poszanowanie własności publicznej.
Postępująca odbudowa miasta przybiera imponujące tempo. Mnie zaskakuje metodyczność, z jaką pomijane, grodzone są zrujnowane budowle użyteczności publicznej, stanowiące dobro wspólne. Wydaje się, że stają się one przezroczyste, niewidzialne dla mieszkańców Bejrutu. Kontrast między walącymi się ścianami księgarni a nowoczesnym frontem galerii nikogo tutaj nie razi.
Piorunujące wrażenie robi szkielet nigdy nieukończonej hali sportowej. Po latach zaniedbań, władanie na tym obszarze przejmują rośliny. Ściany grożą zawaleniem. Recepta? Ogrodzić. Nie zauważać. Zapomnieć. Jedynie anonimowe graffiti stara się dotrzeć do zbiorowego sumienia.
Szczególnie przygnębiający jest widok zrujnowanych świątyń. Obiekty kultu, ofiary wojny religijnej toczącej się w Bejrucie przez wiele lat, także stoją nierzadko porzucone w swej ruinie.
Wolnoć Tomku w swoim domku
Widok zrujnowanych budynków, chaotycznych ulic, odrapanych kamienic mógłby łatwo doprowadzić do konkluzji, jakoby Libańczycy żyli w brudzie i nieładzie. To nieprawda. Libańskie mieszkania są idealnie czyste i zadbane. Przed wejściem do domu, należy obowiązkowo zdjąć buty. Libańczycy dbają także o prowadzone przez siebie kawiarnie i restauracje, które jakością obsługi, wystrojem i czystością nie odbiegają wcale od zachodnich standardów.
To, co różni Libańczyków od przynajmniej części mieszkańców świata zachodniego, to zupełna obojętność na przestrzeń publiczną. Popatrzcie na jedną z ulic w bogatej dzielnicy Bejrutu – Hamra. Twórczy rozpierdziel. Można to kochać lub nienawidzić, nigdy przejść obojętnym. Między innymi za to tak lubię Liban i inne kraje Bliskiego Wschodu.
Protesty w Bejrucie
W zeszłym roku w Bejrucie doszło do gwałtownych protestów, które przerodziły się w zamieszki i starcia z policją. Zapalnikiem był problem z wywożeniem śmieci z ulic miasta. W gorącym, wilgotnym, śródziemnomorskim klimacie efekt był natychmiastowy. Gnijące, śmierdzące odpadki zmieniły miasto w wielkie wysypisko śmieci. Kilka dni protestów, ranni, spalone samochody…
Politycy odmówili wzięcia odpowiedzialności za problem i podania się do dymisji. Ostatecznie zwolniono wiceministra środowiska. Pożar nie został ugaszony, frustracja ciągle tli się w społeczeństwie i niewiele potrzeba, aby wybuchła po raz kolejny. Czyni to w mojej ocenie Liban krajem dość niebezpiecznym i niestabilnym.
W Bejrucie działają organizacje pozarządowe, które podnoszą temat przestrzeni publicznej. Jedna z nich przeprowadziła akcję malowania schodów w najbardziej zaniedbanych dzielnicach Bejrutu. Z jednej strony akcja miała na celu zwrócenie uwagi na problem poszanowania przestrzeni publicznej, z drugiej dodać nieco koloru do codziennego życia najbiedniejszych mieszkańców Bejrutu.
Liban: religia a polityka
Wiemy już, że klasa rządząca w Libanie oceniana jest przez mieszkańców raczej krytycznie. Sytuację dodatkowo komplikuje powiązanie polityki z religią.
Ostatnia wojna domowa w Libanie spowodowana była napływem palestyńskich uchodźców, uciekających przez prześladowaniami w Izraelu. Proporcje pomiędzy poszczególnymi wyznaniami zostały zaburzone, nakręcając spiralę przemocy i odwetów. Pomni tamtych doświadczeń, Libańczycy starają się obecnie nie zapominać o proporcjach w życiu religijnym.
Każda z religii ma prawo mieć własną świątynię w Bejrucie. Religii jest dużo, parafii jeszcze więcej. Prowadzi to czasem do dużego nagromadzenia, wręcz natłoku obiektów sakralnych w stolicy. Na Placu Męczenników, który jest kwadratem o boku 400 metrów znajduje się aż 9 świątyń (meczety, kościoły i synagoga).
Biorąc pod uwagę ograniczoną przestrzeń w mieście, dochodzi do sytuacji niemal kuriozalnych, takich jak budowa kościoła mającego wspólną ścianę z meczetem. Tak, tak, siedząc w kościelnej ławie i patrząc na krzyż usłyszymy nawoływanie muezzina zza ściany. Klęcząc na dywanie w meczecie z zadumy wyrwie nas dźwięk kościelnych dzwonów…
Mimo dużego nagromadzenia świątyń, wymieszania religii w Bejrucie, nie zauważyłem wrogości pomiędzy wyznawcami poszczególnych religii. Nie oznacza ona, że wrogość zupełnie nie istnieje, jednak nie rzuca się w oczy i nie daje się wyczuć na pierwszy (ani drugi) rzut oka. Inna sprawa, że nie wszyscy Libańczycy traktują religię śmiertelnie poważnie.
Proporcje w polityce
Proporcje w polityce odzwierciedlają religijny podział kraju. Jeszcze w 1943 roku Pakt Narodowy ustalił klucz wyznaniowy, którym obsadzane są najważniejsze stanowiska państwowe w Libanie. I tak prezydentem Libanu musi być zawsze chrześcijanin maronita, premier będzie zawsze sunnitą a szef parlamentu – szyitą. Co więcej, w Libanie obowiązuje też klucz wyznaniowy przy podziale tek ministerialnych, najważniejszych stanowisk w administracji państwowej, miejsc w parlamencie…
Początkowo miejsca w parlamencie podzielono w proporcji 6:5 na korzyść chrześcijan. W 1990 roku proporcje zmieniono na 50:50. Jak widać, udział przedstawicieli poszczególnych religii w życiu politycznym jest zdeterminowany przez klucz wyznaniowy. Klucz wyznaniowy odzwierciedla proporcje, udział przedstawicieli każdego wyznania w ogóle społeczeństwa. Dopóki sytuacja w Libanie jest stabilna, system działa poprawnie.
Zachwiane proporcje
Trwająca od lat wojna w Syrii i napływ syryjskich uchodźców od Libanu zachwiał ustalone od dziesiątek lat proporcje. Przed wybuchem wojny, Liban zamieszkiwało około 4 milionów mieszkańców, z czego 60% z nich było muzułmanami a 40% chrześcijanami (z grubsza). Od wybuchu powstania w Syrii, do Libanu napłynęło według różnych szacunków nawet 1,5 miliona uchodźców! Większość z nich to muzułmanie, co stawia chrześcijańską społeczność Libanu pod presją. Podział miejsc w parlamencie, 50:50 chrześcijanie – muzułmanie, też nie odzwierciedla już obecnego układu sił w społeczeństwie.
Sytuację dodatkowo zaognia fakt, że Liban do 2005 roku znajdował się de facto pod syryjską okupacją. Zachowując proporcje – to tak, jakby po zakończeniu II wojny światowej do 40 milionowej Polski napłynęło nagle 15 milionów Niemców, szukając pracy i schronienia…
Miejmy to na uwadze komentując plany Unii Europejskiej, która rozważa dofinansowanie kolejnych obozów dla uchodźców w Libanie. Jak długo ten mały kraj będzie w stanie utrzymywać równowagę między równoległymi światami, religiami, dążeniami? Najprostsze z naszej, europejskiej perspektywy rozwiązania nie muszą się automatycznie sprawdzić tam, na miejscu.
Literatura dodatkowa
Przed wyjazdem warto przeczytać książkę „Liban. Religia, wojna, polityka” Marka Brylew. Kupicie ją TUTAJ za mniej niż 35 PLN.
PS. plecak na podróż już masz?
Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)
Jeśli uważasz, że warto płacić za dobre treści w internecie, zachęcam do przekazania symbolicznej dotacji na rozwój serwisu, wystarczy kliknąć w świnkę - skarbonkę!
Dodaj komentarz
Bądź pierwszy!