Meteory

Z pociągu w Kalambaka wysiadamy wraz z tłumem trochę zdezorientowanych turystów z Azji. Do tego widoku musimy się przyzwyczaić – grupki zachwyconych Azjatów rozpraszają po miasteczku w poszukiwaniu pamiątek, by potem znów zbiec się wokół siebie jak ławice ryb szukające bezpieczeństwa w liczebności i wspólnej, grupowej tożsamości. Na pierwszy rzut oka Kalambaka, miasteczko stanowiące punkt wypadowy dla wszystkich chcących zobaczyć Meteory, od pozostałych turystycznych kurortów odróżnia się tylko natężeniem ruchu turystycznego, który pulsuje w rytmie przyjeżdżających pociągów i autokarów.

Ze stacji kolejowej to tylko 10 minut piechotą i jesteśmy w centrum miasta, po drodze mijając senne uliczki i jeszcze bardziej zaspanych sprzedawców siedzących w cieniu przed sklepowymi witrynami. Można odnieść wrażenie, że poza ścisłym centrum miasto żyje własnym życiem, równoległym do turystycznej rzeczywistości, a zajęci własnymi sprawami mieszkańcy ani myślą głośno namawiać do kupna kolejnej pamiątki made in China. Wir rozgorączkowanych turystów porywa nas znów dopiero w okolicach centralnego ronda, niesie do informacji turystycznej, gdzie z uśmiechem dziękujemy za darmową mapkę okolicy, przepływa przez kramy z pamiątkami, drogie restauracje, by wypluć na rogatkach miasta dwie przecznice dalej. Uff… Tylko gdzie te Meteory?

Będąca końcowym przystankiem kolejowym Kalambaka położona jest u podnóża masywu górskiego Meteorów, strzelających w górę grup skalnych z piaskowca i zlepieńca. Chcąc zwiedzić położone na szczytach skał klasztory, najlepiej pojechać jeszcze 2 kilometry na północ, do mniejszego sąsiada Kalambaki – wioski Kastraki.

Kastraki

Kastraki jest przeciwieństwem miasta, które opuściliśmy przed chwilą. Tutaj każda restauracja kusi turystę, zapraszając w wielu językach do degustacji specjałów kuchni greckiej. Musaka, sałatka grecka, makaron… Wiele domów oferuje też pokoje gościnne, w wiosce znajduje się szeroko chwalony camping o wysokim standardzie. Podróżnego, który znajdzie się w Kastraki późnym popołudniem, zaskoczy kontrast między krzyczącymi reklamami rozwieszonymi wzdłuż ogrodzeń, a ciszą i spokojem ulic miasteczka. Całość sprawia wrażenie, jakby turyści w panice gdzieś z Kastraki uciekli, zostawiając restauratorów i hotelarzy swemu losowi. Dociekliwy turysta nie zadowoli się tym łatwym wytłumaczeniem i postanowi zostać w Kastraki nieco dłużej.

Kastraki
Senna wioska Kastraki.

Camping Vrachos w Kastraki oferuje wszystko to, a nawet więcej, co potrzebne jest budżetowemu turyście do spędzenia spokojnej nocy w nowym otoczeniu. Przestronne miejsca campingowe, czyste sanitariaty, doskonała lokalizacja przy przystanku autobusowym i ten dobrze wyposażony, wielofunkcyjny budynek pełniący funkcję recepcji, sklepu, restauracji, ogródka grillowego, kafejki internetowej…

Meteory

Pierwszy z monastyrów widoczny jest już z daleka. Wcale nie znaczy to, że rzuca się w oczy. Odwrotnie: monastyr dostrzec można tylko, gdy wiemy w jakim kierunku patrzeć i czego szukamy. Przyklejony do stromo opadających skalnych ścian wygląda z oddali jak domek na drzewie – duża odległość nie pozwala złapać perspektywy i oszacować rozmiarów klasztoru.

Po zejściu z asfaltowej szosy wchodzimy na drogę szutrową, prowadzącą przez gęste zarośla. Nietrudno tu zgubić szlak, przyzwyczajony do nachalnej reklamy turysta może poczuć się teraz nieco zagubiony. Po przekroczeniu strumienia i wejściu w zagajnik, coś szybko przecina ścieżkę i zastyga w bezruchu po jej drugiej stronie. Niepewnie rozgarniając trawę, odkrywamy żółwia lądowego, który całkowicie wbrew swojej reputacji w mgnieniu oka znów znika z pola widzenia.

Żółwie lądowe, podobnie jak w Polsce jeże, są w Grecji zwierzętami licznymi i lubianymi. Jeszcze nie raz przetnie nam drogę zdumiewająco szybko poruszająca się skorupa w maskujących, gliniasto-zielonych barwach.

Polecam tą firmę w walce o odszkodowanie. Mi realnie pomogli odzyskać pieniądze.
Odszkodowanie za opóźniony lot.
monastyr Świętego Mikołaja Odpoczywającego
Ukryty wysoko w skałach monastyr Świętego Mikołaja Odpoczywającego.

Szutrowa ścieżka kończy się, a my wracamy na krętą asfaltówkę. Droga asfaltowa łączy wszystkie ogólnodostępne monastyry – meteory, umożliwiając dotarcie autokarem niemal pod same drzwi. Jest to niezwykle popularna opcja wśród turystów: po trasie kursuje autobus wahadłowy jeżdżący w kółko i zabierający zwiedzających z kolejnych przystanków. Po opłaceniu biletu na cały dzień, można dosiąść się na dowolnym przystanku i przejechać kolejny odcinek. Takie rozwiązanie pozwala na odwiedzenie większości, jeśli nie wszystkich monastyrów w ciągu jednego dnia i oszczędza żmudnej wspinaczki na kolejne skały.

Teraz, późnym popołudniem, po autobusie nie ma już śladu. Wraz z nim zniknęli turyści. Przekraczamy asfalt i stromymi schodami wspinamy się do pierwszego z klasztorów – monastyru Świętego Mikołaja Odpoczywającego.

Monastyr Świętego Mikołaja Odpoczywającego

Ten najmniejszy z działających do dziś monastyrów położony jest na szczycie wąskiej, 80 metrowej skały. Do klasztoru prowadzi dokładnie 80 schodów. Strome położenie, brak bezpośredniego dostępu drogą asfaltową i niewielkie rozmiary czynią go najrzadziej odwiedzanym spośród wszystkich monastyrów w regionie. Tymczasem właśnie z tego klasztoru rozpościera się chyba najbardziej imponujący widok na miasteczko Kastraki i przepiękne formacje skalne otaczające osadę. Warto pomęczyć się trochę i objąć spojrzeniem majestatyczne skały, zamyślić się nad pięknem i różnorodnością greckiego krajobrazu.

panorama mateory
Spojrzenie na miasteczko Kastraki z dziedzińca klasztoru św. Mikołaja Odpoczywającego.

Monastyr św. Mikołaja Odpoczywającego jest obiektem wyjątkowym także architektonicznie. Znikoma ilość miejsca na skalnej półce spowodowała, że klasztor rozrastał się nie wszerz, a w górę. Kolejne częściowo wtopione w skałę piętra są coraz bardziej niedostępne. Część cel połączona jest ze światem zewnętrznym tylko cienką drewnianą drabinką… Po minięciu maleńkiej kapliczki na pierwszym piętrze monastyru, przechodzimy na piętro drugie. Tutaj po raz pierwszy stykamy się ze słynnymi klasztornymi freskami, które przedstawiają najbardziej znane sceny biblijne. Rozpoznajemy Sąd Ostateczny i Wesele w Kanie Galilejskiej. Typowe bizantyjskie, pełne szokujących detali sceny sądu ostatecznego kontrastują z cudownym przemienieniem wody w wino na weselu. Spojrzenie w górę, na kopułę, jest tylko formalnością – zgodnie z bizantyjskim stylem zdobienia klasztorów z góry spogląda na nas Chrystus Pantokrator.

drabina klasztor mikołaja odpoczywającego
Wyjątkowo trudne położenie klasztoru wymuszało użycie drabin zamiast schodów wejściowych do cel.

Zapominając o upływającym czasie, próbujemy rozpoznać kolejne sceny znane z Biblii na ściennych malowidłach. Cieszymy się nieograniczonym czasem, brakiem przewodnika, możliwością spokojnego obejrzenia tego, co najbardziej nas interesuje. Uwaga wyostrza się, a umysł jest bardziej skłonny do samodzielnej interpretacji faktów. Udaje się nam zidentyfikować jeszcze jedną scenę – Adama w raju nazywającego kolejne zwierzęta. Zadziwia nas poziom detali, a także wiedza ówczesnego malarza o ówczesnym świecie (malowidła powstały w XVI wieku). Adam w raju nazywa konia, owcę, ale też słonia, żyrafę i… bazyliszka! Skąd Teofanis Strelitzas, XVI wieczny malarz z Krety, wiedział o istnieniu żyrafy czy słonia? W tamtym czasie nie istniały przecież ogrody zoologiczne ani telewizja National Geographic… Dlaczego wbrew bizantyjskiej powadze i kanonowi, umieścił na malowidle baśniowego bazyliszka?

Uniwersalny język sztuki

Niedługo jest nam dane obcować ze sztuką sam na sam. Bez zapowiedzi, do sali wpada grupa roześmianych Azjatów, którzy milkną dopiero upomniani przez przewodnika. Ten rozpoczyna opowieść, opisując kolejne freski, tłumacząc historie i dzieje monastyru. Zasłuchani, prowadzeni palcem przewodnika po kolejnych obrazach i malowidłach, dopiero po chwili orientujemy się, że mówi on po japońsku. Czyżby dowód na to, że sztuka przekracza bariery kulturowe i stanowi uniwersalny kod językowy?

Roześmiana grup turystów ma już dość – pakuje się z powrotem do wynajętego autokaru i znika za zakrętem. Dopiero teraz słyszymy, że za kamienną ścianą klasztoru odbywa się nabożeństwo. Niskie głosy śpiewających popów teraz wyraźnie odbijają się od skał i wracają zwielokrotnione do naszych uszu. Przerzucam spojrzenie w przeciwną stronę, gdzie zachodzące słońce oświetla Meteory, dolinę Kastraki i rzuca długie cienie na bielejący w oddali klasztor Roussanou. Także zawieszony na skale, przepięknie wkomponowany w krajobraz jest dla mnie symbolem jedności i harmonii pomiędzy budowlą – dziełem człowieka a naturą, dziełem Boga. Schodzę po schodach do Kastraki bogatszy o lekcję poglądową, co filozofowie rozumieją pod terminem panteizm.

Monastyr Roussanou
Monastyr Roussanou widziany z oddali, idealnie wkomponowany w krajobraz.

Monastyr Megalo Meteoro (Przemienienia Pańskiego)

Do Wielkiego Meteoru, czyli klasztoru Przemienienia Pańskiego (Metamorfosis) z Kastraki dojechać można autobusem. Jak łatwo się domyślić, ma to bezpośrednie przełożenie na ilość turystów odwiedzających to miejsce. Szczęśliwie, przybywają oni w regularnych, godzinnych cyklach, dopasowani do godzin kursowania autobusu. Kręta, asfaltowa droga już z oddali pozwala podziwiać majestatyczne piękno największego monastyru. Metamorfosis stoi na szczycie Szerokiej Skały, największej i najszerszej w całych Meteorach. Pionowa ściana, nad którą zawisł klasztor, ma wysokość 250 metrów. Od samego spojrzenia w dół może zawrócić się w głowie…

meteory grecja
Meteory.

Wszyscy skoncentrowani na odkrywaniu historii zabytkowych miejsc powinni już teraz zaznaczyć sobie Wielki Meteor na planie podróży. Do klasztoru wchodzimy po stromych, krętych schodkach. Jak w przypadku innych klasztorów, także tutaj wstęp kosztuje 3 EUR. Opłata pobierana jest tylko od obcokrajowców, co oburzyło wchodzącego z nami Greka. Urządza on awanturę kasjerowi wielokrotnie podkreślając, że dla pielgrzymów chcących się pomodlić w świętym miejscu wstęp powinien być bezpłatny. Taka postawa jest dla nas kolejnym potwierdzeniem, że Grecy wcale nie traktują turystów przedmiotowo, chcąc oskubać ich z wszystkich pieniędzy. Większość mieszkańców Kastraki, Kalambaki, ale też Aten odnosiła się do nas z sympatią, autentycznym zainteresowaniem i chęcią pomocy.

Monastyr Przemienienia Pańskiego
Monastyr Przemienienia Pańskiego. Po prawej stronie wieża wyciągowa z balkonem. (Zdjęcie: Gosia Czyżowska).

Zwiedzanie Megalo Meteoro

Kierując swoje kroki na lewo od wejścia, znajdziemy się w zabytkowej wieży wyciągowej z balkonem z 1520 roku. W dawnych czasach jedzenie i pozostałe zaopatrzenie dostarczane było do klasztoru za pomocą wyciągu, schody dobudowano znacznie później, aby umożliwić turystom zwiedzanie obiektu. W zabytkowej wieży urządzono małą ekspozycję przedmiotów kuchennych, narzędzi pracy i sprzętu gospodarczego używanego niegdyś przez zakonników. Na przeciwko wieży zlokalizowano ossuarium, czyli kaplicę czaszek. Równo ułożone na półkach czaszki przypominają dobitnie o kruchości życia i nieuchronnym przemijaniu…

czaszki metamorfosis
Ossuarium.

Najważniejszym pomieszczeniem klasztoru jest Cerkiew Przemienienia Pańskiego z 1388 roku. Kilkukrotnie rozbudowywana w kolejnych stuleciach, upiększana freskami (znów Pantokrator w kopule, ale też Ostatnia Wieczerza, Ukrzyżowanie oraz oczywiście Przemienienie) przytłacza bogactwem zdobień. W nawie „przeczytać” można całą historię życia i śmierci Jezusa wymalowaną na ścianach. Palące się lampki oliwne, dymiące kadzidło i panujący w świątyni ciepły półmrok wymuszają na turystach powagę, ale i poczucie bezpieczeństwa. Obok zwiedzających zauważyć można wielu Greków, którzy przyjechali z potrzeby serca i teraz klęczą przed ikonostasem zatopieni w modlitwie. Przystaję by także zapalić świeczkę w swojej intencji.

świeczki monastyr
Świeczki zapalone przez wiernych w przyniesionych intencjach.

Po pewnym czasie kontrolnie spoglądam na zegarek: minęło już pół godziny! Chodząc od ikony do ikony, wczytując się w historie przedstawione na freskach, podziwiając przepięknie zdobiony ikonostas i tron biskupi, zapomniałem całkowicie o rzeczywistości poza murami klasztoru. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero mnich, który przyszedł dolać oliwy do lamp i zapalić kolejne kadzidła. Odcięty grubymi murami od świata zewnętrznego zaskakująco szybko byłem w stanie zapomnieć o trapiących mnie na co dzień problemach. Fascynujące to i niepokojące zarazem.

kadzidło monastyr
Dymiące kadzidło u wejścia do głównej kaplicy.


Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)

blog podróżniczy okiem miszy

A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY

Tagi - słowa kluczowe
,

8
Dodaj komentarz

avatar
3 Comment threads
5 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
5 Comment authors
MiszaBoguslawMartaMonikaMonika Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Marta
Gość

Meteory są PRZE! Przepiękne, przeciekawe i przepełnione specyficznie, greckim duchem. 🙂
Pozdrawiam!

Monika
Gość

Świetny post, wybieram się w czerwcu do Salonik i mam w planach właśnie Meteory, z twoja pomocą będzie zapewne łatwiej.

Monika
Gość

Czy to Ty jesteś autorem przedostatniego zdjęcia? Wygląda ono pięknie <3 Aż mam chrapkę, żeby wyjechać gdzieś!