Gdyby tak można było pracować po 6 godzin dziennie…
A właściwie to dlaczego nie? Kto i kiedy zdecydował, że dziś pracujemy i jesteśmy wynagradzani na zasadach 8 godzin dziennie, 40 tygodniowo? Czy taki podział obowiązywał będzie już zawsze? Przecież organizacja pracy zmienia się wraz ze wzrostem produktywności pracowników i ich praw pracowniczych.
Organizacja pracy w historii
Pańszczyzna
Wstając z trudem do nielubianej pracy idziemy „odrabiać pańszczyznę”. To właśnie pańszczyzna była pierwszą formą organizacji pracy na polskich ziemiach. W Polsce wprowadzono ją w XII w. a zniesiono dopiero w 1861 r. ukazem cara Aleksandra II. Pańszczyzna wyrażana była w „osobodniach” roboczych tygodniowo. Początkowo był to średnio 1 osobodzień tygodniowo. Oznaczało to, że chłop na polu pana, w zamian za użytkowanie gruntu, musiał przepracować w tygodniu 1 dzień za darmo.
Już w XV wieku wymiar pańszczyzny zwiększono do 2-3 osobodni tygodniowo. Wyzysk pracowników postępował od teraz bardzo szybko. W połowie XVII w. pańszczyzna wynosiła do 4–5 dni, a w wieku XVIII nawet 10 dni. Zaraz zaraz, 10 dni w tygodniu? Właśnie tak, było to 10 osobodni roboczych. W tygodniu, na polu pana, pracować musiały za darmo np. 2 osoby przez 5 dni, bądź 5 osób przez 2 dni. W ten sposób w pracę przymusową włączana była rodzina chłopa, jego synowie i parobkowie.
Wyzysk? Policzmy, w przypadku 9 osobodni roboczych chłop i jego 2 synowie musieli pracować na polu pana przez 3 dni za darmo. Dzień trwał około 12 godzin, po zapadnięciu zmroku nie pracowało się. Daje nam to 3×12=36 godzin tygodniowo pracy. Mniej niż dziś! Oczywiście trzeba tu wziąć pod uwagę kwestie zapłaty, a raczej jej braku, za pracę na polu. Przymusowa praca była wynagradzana możliwością korzystania z pola pana. Osiągnięcie korzyści wymagało jednak dalszej pracy…
Rewolucja przemysłowa
Rewolucja społeczna i przemysłowa w Europie przyniosła ogromne zmiany w organizacji pracy chłopów i robotników. Wiek XVIII to w Europie czas zmiany tradycyjnego feudalnego rolnictwa w rolnictwo nowoczesne. W tym samym czasie następuje eksplozja demograficzna, w miastach przybywa gwałtownie mieszkańców opuszczających wsie w poszukiwaniu lepszego życia. Rewolucja i lata po niej następujące są chyba najczarniejszym okresem z punktu widzenia praw pracowniczych i długości dniówki.
Nieograniczone możliwości techniczne, automatyzacja pracy, chęć maksymalizacji zysku sprawiły, że fabryki zaczęły działać 24 godziny na dobę. Normą stała się 10 a nawet 16 (!) godzinna dniówka przez 6 dni w tygodniu. Na dłuższą metę taki system pracy był fizycznie nie do utrzymania. Działacze społeczni zaczęli upominać się o prawa pracownicze. Jeden z najbardziej znanych, Robert Owen mocno krytykował system fabryczny za zatrudnianie dzieci do ciężkiej pracy. Dodatkowo prowadził słynną kampanię:
Kampania przyniosła efekty – w roku 1914 Henry Ford wprowadził 8 godzinny dzień pracy w swoich fabrykach, przy jednoczesnym zachowaniu wysokości pensji. Przyczyny wprowadzenia nowej organizacji pracy były jednak bardzo prozaiczne. Taki podział umożliwiał płynną pracę fabryki przez 24 godziny na dobę w systemie 3 zmianowym. Dodatkowo ludziom zostawało więcej czasu na konsumpcję, byli zatem bardziej chętni kupować wytwarzane w fabrykach produkty.
Proroctwo Johna Keynesa
Fabryki Forda po wprowadzeniu 8 godzinnej dniówki w wymiarze 5 dni w tygodniu stały się bardziej wydajne. Mimo zmniejszenia wymiaru pracy o 1/3, Ford był w stanie zwiększyć dochody ze swych fabryk. Jak można to wytłumaczyć? Automatyzacją – coraz doskonalsze maszyny pozwalały na szybszą i bardziej wydajną pracę. Jeden robotnik mógł, przy pomocy maszyn, wytworzyć więcej samochodów w ciągu miesiąca niż pracując ręcznie, bez użycia maszyn.
Brzmi rozsądnie? Oczywiście! Idąc dalej tym tokiem rozumowania, w latach 30 XX wieku John Keynes ocenił, że pod koniec XX wieku ludzie będą pracować po 15 godzin… tygodniowo! Zaawansowane maszyny umożliwią takie skrócenie czasu pracy bez strat dla wydajności. Będziemy wytwarzać tyle samo, tylko szybciej. Pomyślmy – założenia jego rozumowania spełniły się. Automatyzacja pracy, rozwój technologii niesamowicie przyspieszyły w XX wieku. Mamy super dokładne lasery, maszyny automatycznie sortujące i pakujące owoce, inteligentne roboty w fabrykach samochodów…
…a pracujemy ciągle 8 godzin dziennie.
Co poszło nie tak?
Puśćmy wodze fantazji nieco dalej. Są lata 50 ubiegłego wieku, jesteśmy pracownikami fabryki czekolady. Proces wytwarzania tabliczki czekolady jest czasochłonny – musimy ręcznie odważyć składniki, wymieszać je w olbrzymim kotle, rozlać do forem, wystudzić, zapakować w sreberka i we właściwe opakowania… Dziennie nasz dział jest w stanie wytworzyć tylko 100 tabliczek czekolady na osobę. Otrzymujemy pensję – 1000 PLN miesięcznie. Możemy za nią kupić czarno-biały telewizor, dwie proste pralki, lub pół samochodu mały fiat.
Przenieśmy się teraz w czasie do lat 90 ubiegłego wieku. Proces otrzymywania czekolady znacznie przyspieszył – składniki są mieszane w automatycznym mieszalniku, receptura pilnowana komputerowo. Odpowiednia maszyna rozlega masę do forem, inna dekoruje, kolejna pakuje… Do procesu nie są potrzebni pracownicy taśmowi ani cukiernicy, produkcja to 500 tabliczek na osobę. Nasza pensja wynosi 5000 PLN miesięcznie, obsługujemy w końcu skomplikowany komputer zarządzający pracą połowy fabryki.
Za tą kwotę możemy kupić 5 czarno białych telewizorów, 10 pralek ręcznych z lat 50 tych, 2 i pół samochodu marki mały fiat… Ale po co komu czarno-biały telewizor? Kto poza kolekcjonerem pojedzie małym fiatem? Owszem, nasza siła nabywcza zwiększyła się, jednak nasze potrzeby i oczekiwania także wzrosły. I tutaj tkwi największa słabość twierdzenia Keynesa. Nie uwzględnił on ogromnego wzrostu konsumpcji pod koniec XX wieku.
Nadkonsumpcja
Człowiek początku XXI wieku telefon zmienia co roku. Laptop co 2 lata. Samochód co 3. Mieszkanie co 5. Gromadzimy rzeczy, aby szybko je wyrzucić i kupić nowe, bardziej zaawansowane, lepsze, droższe. To sprawia, że zamiast pracować mniej, zostajemy w pracy coraz dłużej. Najnowsze gadżety są skomplikowane w produkcji, a przez to kosztują równowartość 1 lub kilku pensji. Oczywiście, czarno-białe telewizory kineskopowe i małe fiaty przeszły już do historii. Czy jednak iPhone 6 różni się aż tak bardzo od iPhone’a 5?
Przechodzimy do sedna problemu – czy nasze rzeczywiste potrzeby są faktycznie w pełni uświadomione? Na ile ulegamy trendom, modzie, reklamie czy znajomym? Czy kupując kolejną nowinkę techniczną, kolejną parę ubrania lub wypijając kolejne drogie piwo w knajpie dokonujemy świadomego wyboru? Na ile kolejna nowa rzecz podnosi nasz standard życia? Czy ta zmiana standardu jest warta swojej ceny?
Zastanawiasz się, czy w Twoim przypadku jest możliwe skrócenie czasu pracy? Zachęcam najpierw do policzenia, ile warte są Twoje rzeczywiste potrzeby, potem do odniesienia tej wartości do miesięcznych zarobków.
Załóżmy, że zarabiasz średnie miesięczne wynagrodzenie 4 110,77 PLN (stan na X 2015). Daje nam to 2931 PLN netto. Zgodnie z danymi GUS, przeciętnie wydajesz około 24% tej kwoty na żywność (700 PLN), 20% na czynsz i rachunki (585 PLN), 11,5% na energię (340 PLN), po 5% na leki, rozrywkę, łączność (telefon, Internet), odzież oraz hotele i restauracje (wakacje) – wychodzi po 145 PLN na każdą kategorię. Blisko 10% wydajesz na transport (290 PLN). W sumie wydasz 80% tego, co zarobisz na rękę.
Szczegółowy rozkład wydatków w gospodarstwach domowych wg GUS poniżej. Potraficie zrobić podobny dla siebie? Czy bardzo odbiega od średniej GUS?
Konkluzja
Przyjmijmy, że Twoja nadwyżka wyniesie 20% dochodu rozporządzalnego, czyli 586 PLN miesięcznie. W teorii, zarabiając o 20% mniej, dalej możesz zaspokajać wszystkie swoje potrzeby na tym samym poziomie. W teorii, zarabiasz więc 20% za dużo, bądź też pracujesz o 20% za długo. Oczywiście, część tej kwoty można odłożyć na czarną godzinę, ale tak powiedzieć można o każdej nadwyżce finansowej. W tej analizie zakładam, że ewentualne oszczędności można poczynić będąc bardziej świadomym konsumentem, wydając mniej na rzeczy, których nie potrzebujemy, zwiększając nadwyżkę dochodu rozporządzalnego i ją odkładając na przyszłość.
A zatem są spore szanse, że jak przeciętny Polak, pracujesz około 20% za długo. 20% z 40 godzin tygodniowo to 8 godzin. Wygląda na to, że większość z nas byłaby w stanie już dziś pracować 4, a nie 5 dni w tygodniu i zachować dotychczasowy poziom życia.
Jak dopasować zatem nasze realne zapotrzebowanie na pracę do rzeczywistości?
- Przejść na 4/5 etatu. Coraz więcej pracodawców pozwala na takie rozwiązanie pracownikom. Godzimy się świadomie na niższe zarobki wiedząc, że 4/5 wystarczy nam do utrzymania dotychczasowego poziomu życia. Zyskujemy 1 dzień wolny tygodniowo, 52 rocznie. Dużo czasu.
- Niepłatny urlop. Rozwiązanie ciężkie do zrealizowania, bo przecież ciągle trzeba płacić rachunki, jeść, ubierać się… Ale przecież w teorii, oszczędzając 20% dochodu miesięcznie, możemy pozwolić sobie na 52 dni niepłatnego urlopu rocznie bez szkody dla naszego poziomu życia!
- „Przerwa” podczas zmiany pracy. Te 52 dni rocznie nadwyżki możemy sobie kumulować. Założyć specjalne konto, na które będziemy przelewać 20% dochodu na rękę miesięcznie. Z niego będziemy korzystać po odejściu z pracy. Po 3 latach pracy mamy 156 dni nadwyżki. Tyle przeżyjemy utrzymując standard życia i nie korzystając z pożyczek. Daje nam to pół roku wolnego co trzy lata. Rok co sześć lat.
- Rok co sześć lat. Gap year, année sabbatique, rok przerwy. Koncepcja rozpowszechniona na Zachodzie i w Australii, wpisywana w CV (!) przez francuskich pracowników. Z takiego „bezrobotnego” roku można być dumnym, o ile naprawdę potrafi się go spożytkować. Co więcej, raz na 6 lat można sobie na taki czas pozwolić utrzymując standard życia. Pora mentalnie przełamać schemat, w którym osoby rezygnujące z pracy uważane są za leniwe bądź nieodpowiedzialne. Uważam, że przemyślana decyzja o krótkiej bądź dłuższej przerwie w pracy świadczy o odwadze i dojrzałości podejmującego taki wybór.
Oszczędności
Wszystkie powyższe wyliczenia robię w oparciu o założenie, że zrezygnować możemy z całości nadwyżki dochodu rozporządzalnego. W praktyce, często oszczędzamy bądź to na emeryturę, bądź na nowy samochód lub luksusowe wakacje. Czasem po prostu na czarną godzinę. Nie osłabia to logiki całego wywodu.
Po pierwsze, będąc świadomymi konsumentami, rezygnując z niektórych zbędnych nowinek technicznych, kolejnych ciuchów lub używek, możemy zwiększyć nadwyżkę dochodu rozporządzalnego, np do 25%. Wówczas te 5 % możemy racjonalnie odkładać na cięższe czasy.
Możemy także zdecydować, że oczekiwany poziom oszczędności wynosi dla nas 20/15/10% dochodu. Zakładam, że wielkość ta poparta jest wyliczeniami – ile muszę odkładać miesięcznie, aby osiągnąć cel w przyszłości. W takim przypadku dalej występuje nadwyżka dochodu rozporządzalnego, tyle że jest ona niższa. Może to być np 5%, co daje tam 2 godziny tygodniowo. Przekłada się to na 13 dni rocznie. Wciąż nieźle, prawda?
Ciekawi mnie jaka jest Wasza realna nadwyżka dochodu rozporządzalnego? Ile dni rocznie bylibyście w stanie dołożyć do Waszego czasu wolnego bez strat w poziomie życia i oszczędności?
Na koniec, zapraszam do zapoznania się z ciekawą kampanią:
http://www.4hourworkday.org
nKatalog.pl
Vkatalog.pl
Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)
A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY
Przede wszystkim zarabiamy za mało a zarobki specjalnie są zaniżane – żeby trzymać ludzi na smyczy – by nie wypracowali sobie wolności finansowej i żeby nie mogli rzucić roboty! W ten sposób mogą dyktować nam jak mamy żyć!
tylko kto zarabia te 2900? wiekszosc ma 1800 zl na reke..
Wyliczenia bez sensu. Punkt 500 zł za czynsz i inne koszty mieszkania. Owszem tyle wynoszą o ile masz swoje mieszkanie. Jeżeli go nie masz to musisz albo wynająć albo kupić. Oba warianty skutecznie pozbawia Cie nadwyżki pensji. Inna opcja to dzieci. Te śmieszne 20% nadwyżki od pensji średniej krajowej może nie starczyc na miesięczne utrzymanie choćby jednego. Założenie że skoro… Czytaj więcej »
Przykładu z czekoladą nie należy rozumieć ani dosłownie ani w kontekście przedsiębiorstwa. Przykład ma pokazać, że produktywność ludzi w XX wieku bardzo wzrosła. Nie zwiększając stale potrzeb, moglibyśmy się utrzymać o wiele mniejszym nakładem pracy niż kiedyś. Niestety – my, ludzie XXI wieku, ciągle te potrzeby zwiększamy.
Otwartego umysłu życzę i polecam lekturę fascynującej książki „Ekonomia dobra i zła”.
Nie mogę pracować więcej niż 5 godzin, bo po tylu już czuję się zmęczony a 6 to już max i katorga. Nigdy nie dam rady ani nie chcę pracować 7 czy 8 godzin. Nie zmieniam telefonów co roku, swój pierwszy miałem z 9 lat, i gdyby nie uszkodzony przycisk i prezent od kogoś, nadal bym go używał nawet z uszkodzonym… Czytaj więcej »
Brawo, warto być świadomym.
Bardzo fajny tekst. O czymś, co spędza mi sen z powiek, jak mieć dla siebie więcej czasu, pracować mniej, jednocześnie, nie obniżając standardu życia. Póki co udaje mi się to tak pół na pół, ale nie mieszkam w Polsce i po prostu korzystam z systemu, który jest w Hiszpanii. Albo, zmieniając pracę, robię sobie wakacje, nie zarabiając tym samym pieniędzy.… Czytaj więcej »
Zaciekawiłaś mnie – jak to jest w Hiszpanii ?
Po roku przepracowanym na pełnym etacie masz prawo do czterech miesięcy płatnego bezrobocia. Jeśli firma płaciła składki, jak należy (zazwyczaj duże firmy tak robią, a mniejsze kombinują, żeby obniżyć stawki), to bezrobocie będzie niewiele niższe od miesięcznej pensji i spokojnie za nie przeżyjesz. Im dłużej pracujesz, tym dłuższy masz okres bezrobocia później, na pewno może trwać rok, nie wiem, czy… Czytaj więcej »
Ciekawe, daje spore pole manewru…
Może przydałaby się jakaś analiza-artykuł jak jest w innych krajach UE? Bardzo chętnie bym przeczytał takie info – i pewnie nie tylko ja! Mam wrażenie że coraz więcej ludzi ma dość pracy dla korpo i coraz więcej jest wypalonych zawodowo i kombinuje jak tu uciec z tego kołchozu!
Statystyki mówią, że Polacy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów… Pomyślę coś o osobnym artykule na ten temat.
Pozdrawiam!