Wpis jest kontynuacją cyklu „Rowerem z Krakowa nad morze”. Przeczytacie tu drugą część relacji z podróży – fragment prowadzący drogą Wieluń – Kalisz i przejazd rowerem przez Szlak Piastowski. Przed rozpoczęciem lektury, gorąco zachęcam do zapoznania się z częścią pierwszą opublikowaną TUTAJ.
Rowerem z Krakowa nad morze
Podejmując wyzwanie przejechania rowerem z Krakowa do Gdańska postanowiłem wytyczyć własny szlak. Tam, gdzie to możliwe, korzystałem z istniejących ścieżek rowerowych. W przypadku braku ścieżek rowerowych, trasę prowadziłem drogami powiatowymi, rzadziej wojewódzkimi, unikając dużego natężenia ruchu samochodowego. W końcu szlak poprowadziłem odrobinę „na około”, by zahaczyć o najatrakcyjniejsze rejony Polski mijane na trasie.
Opowieść podzieliłem na trzy części.
- Część pierwsza, kończąca się w pod Wieluniem, prowadzi przez Jurę Krakowsko-Częstochowską i Załęczański Park Krajobrazowy. Podczas wycieczki zwiedzamy miejsca i zabytki o dużej wartości historycznej i kulturowej osadzone w krajobrazie jurajskim, zdominowanym przez wapienie, mocno pagórkowatym.
- Część druga to przejazd Szlakiem Piastowskim, śladami najstarszych polskich miast i miasteczek. W części drugiej postaram się także udowodnić, że polska prowincja jest zagadkowa, niejednoznaczna i arcyciekawa.
- Część trzecia to już wjazd na Kaszuby, Krajnę i Bory Tucholskie, by wycieczkę zakończyć na Pomorzu. Tu nacisk kładę przede wszystkim na piękno przyrody.
Zapraszam do wspólnej wycieczki!
Dzień 3: przez Wieluń do Kalisza – czyli prowincja też jest arcyciekawa (95 km)
Po wczorajszych emocjach związanych z eksplorowaniem półdzikich jaskiń nad Wartą czas trochę odpocząć. Dzień trzeci wycieczki rowerem z Krakowa nad morze prowadzić będzie przez Wysoczyznę Kaliską, bocznymi drogami, przez polską prowincję. Zwiększona czujność zaowocuje odkryciem niejednej perełki…
Początek gdzieś na drodze krajowej 43, która licznymi wzniesieniami prowadzi w kierunku Wielunia. Do miasta wjechać warto z samego rana, gdy dopiero budzi się ono do życia. Wiosenne słońce przedziera się przez chmury, powietrze jest rześkie, ludzie chętnie wychodzą z domów zrobić poranne zakupy. Najlepszym miejscem do obserwacji budzącego się miasta będzie ławka w okolicy cukierni na wieluńskim rynku.
Wieluń to miasto, które zapisało się tragicznie na kartach historii Polski. To tutaj spadły pierwsze bomby II wojny światowej, to zaczęła się okrutna rzeź cywilów. Wieluń był jednym z najbardziej zniszczonych w czasie wojny miast Polski. Pamięć tamtych wydarzeń jest w Wieluniu widoczna na każdym kroku.
Lututów, Czajki, Muchy, Kiełbasy, Hipolity…
Na północ od Wielunia na pierwszy rzut oka ciekawe są tylko nazwy. Zajączki Bankowe, Kiełbasy czy Muchy wywołują uśmiech jeszcze przed poznaniem zawartości. I jak to zwykle bywa, osądzanie po okładce bywa całkowicie mylące. Wjeżdżamy na Trakt Wieluń- Kalisz, kierując się na Raczyn.
Już 3 kilometry za Wieluniem przydrożny znak informuje nas, że jesteśmy na szlaku architektury drewnianej. Strzałka zachęca do odbicia w lewo, w kierunku kościoła pw. św. Tekli. W takich momentach ciekawość zwycięża nad dyscypliną i bólem mięśni. Nieoczekiwane odkrycia są szczególnie miłe i mocno zapadają w pamięć. Nie inaczej jest w Raczynie, gdzie schowany przed oczyma ciekawskich stoi wyjątkowej urody drewniany kościółek pw. św. Tekli. Kościół pochodzi najprawdopodobniej z XVIII wieku, a historia samej parafii sięga wieku XV. Niedawno kościół przeszedł prace remontowe, czego dowiedzieć się możemy ze strony parafii.
Poza urodą kościoła podziw budzi regularnie aktualizowana strona parafii. Chciałoby się, żeby wszystkie mniejsze i dumne miejscowości tak odważnie i aktywnie obwieszczały światu swoje istnienie. Z mojej strony gratulacje!
Łagiewniki i Lututów
Kościół pw. św. Tekli to nie wszystko, co ciekawego znajdziemy w parafii Raczyn. Położona w tej samej parafii wieś Łagiewniki poszczycić się może jeszcze starszym, bo pochodzącym z 1625 roku kościołem św. Jana Chrzciciela. Szkoda tylko, że zarówno kościół w Raczynie, jak i ten w Łagiewnikach zamknięte są na kłódkę bez informacji, kogo prosić można o otwarcie kościoła. Piękno tych obiektów podziwiać można tylko z zewnątrz.
I tu apel do wszystkich opiekunów zabytkowych budynków, które z różnych względów nie mogą mieć regularnych godzin otwarcia. Umieszczajcie proszę informację, czy i kiedy możliwe jest zwiedzanie indywidualne, kogo trzeba poprosić o klucz. Rozwiązanie takie sprawdza się dobrze choćby w przypadku cerkwi w Beskidzie Niskim.
Dalsza droga na Opatówek prowadzi przez obszary zalesione i słabo zurbanizowane. Szczekające w obejściach psy i nieustający wiatr są jedynymi towarzyszami rowerzysty aż do wsi Lututów. Po drodze jeszcze kilkukrotnie strzałka zachęca do zboczenia z trasy i eksplorowania okolicy w poszukiwaniu pereł architektury drewnianej. Dla wielbicieli takich klimatów weekend w okolicach Wielunia wydaje się znakomitym pomysłem na wycieczkę.
Mała Hiszpania
Lututów także zadziwia. Zadziwia kościołem zbudowanym w stylu neoromańsko-mauretańskim. To jedyny taki kościół w Polsce, co już powinno rozbudzić ciekawość poszukiwaczy nieoczywistości polskiej prowincji. Skąd taki styl właśnie w Lututowie? Odpowiedzi na to pytanie poszukać musimy w czasie zaborów, a także w świecie kultury arabskiej. Chcąc utrudnić budowę świątyni w Lututowie, ówczesny gubernator Kalisza narzucił skomplikowany styl i niespotykaną wielkość kościoła. Był przekonany, że na bagnistym terenie tego rodzaju świątynia po prostu nie ma prawa powstać.
Miejscowa ludność, która do bogatych nie należała, postanowiła wybudować kościół w czynie społecznym. Przy budowie pracowały całe rodziny, nosząc cegły na plecach, pomagając jak tylko się da. Budynek powstawał siedem lat, ale udało się! Rozwiązania zastosowane w Lututowie zobaczyć można jeszcze tylko w Hiszpanii.
W 2012 brak profesjonalizmu budowniczych kościoła miał swoje tragiczne konsekwencje – zawalił się fronton kościoła. Dokładne badania pokazały, że budowla jest w kiepskim stanie. Część rozwiązań budzi uśmiech, część grozę. Do wiązania cegieł użyto zaprawy robionej z jaj. Stop wysypano patyczkami, które miały spełniać rolę izolacji. Te tymczasowe rozwiązania są obecnie zastępowane zgodnie z najnowszą wiedzą budowlaną. Prac nie ułatwia jednak brak oryginalnych planów budowy.
Warto nadmienić, że kościół jest otwarty dla zwiedzających i wiernych. Cieszy, że świątynia mająca w zamyśle gromadzić wiernych nie zamyka bram także w dzień powszedni. O historii Lututowa poczytać możecie więcej tutaj, zdecydowanie warto.
Brzeziny
Za Lututowem przygotujmy się na długą i wymagającą drogę przez las aż do miasta Brzeziny. Brak zakrętów, brak wsi, brak zabudowań powoduje, że rowerzysta ma wrażenie jechania po autostradzie, otoczony drzewami niczym dźwiękoszczelnymi ekranami osłabiającymi koncentrację i powodującymi znużenie. Czy to dlatego nieliczne auta mijające rowerzystę na trasie pędzą ponad 100 km/h, nie zwalniając podczas mijania ani o kilometr?
Brzeziny korzystają z położenia przy drodze wojewódzkiej 449. Tutaj, po długim czasie, możemy uzupełnić zapasy, odpocząć na ławce i pod znakomitym pretekstem pytania o drogę odezwać się wreszcie do drugiego człowieka.
Dalsza droga w kierunku Kalisza prowadzić będzie przez Opatówek. Drogi nadkładamy oczywiście celowo, o czym przeczytacie już za chwilę. Chcąc zjechać na Opatówek, porzucamy ulice Kaliską, odbijamy drogą 449 na Sieradz, by po niespełna kilometrze skręcić w lewo na Zajączki. Trasa do Opatówka przypomina do złudzenia fragment Lututów – Brzeziny: prosta, długa droga przez lasy, z nielicznymi zabudowaniami. Odcinek Brzeziny – Opatówek upodobali sobie także kolarze szosowi zawzięcie trenujący czasówki. W miarę zbliżania się do celu, krajobraz staje się bardziej pofałdowany, drzewa ustępują miejsca domostwom. Droga prowadzi uparcie w górę, co przy północnym wietrze w twarz może bardzo spowolnić tempo jazdy.
Dopiero ostatni fragment tuż przed Opatówkiem to przyjemny, stromy zjazd w dół.
Do Kalisza dotrzemy na kolejnej stronie, zapraszam!
Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)
A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY
Przeglądając blogi turystyczne, zawsze szukam na nich czegoś na temat Niemiec oraz Holandii albo info na temat rodzinnej Wielkopolski. Takim właśnie złotym trafem znalazłem się tutaj, na Twojej stronie. Znalazła się nawet wzmianka o Wrześni, w której dorastałem i ukształtowałem się jako człowiek. Bardzo miłe uczucie, dziękuję bardzo.
Bardzo mi miło, zapraszam jak najczęściej!
Witaj, a gdzie 3 część ?
Hej!
Poprawiłem linkowanie. Trzecia część jest już dostępna tutaj .
W tegoroczne wakacje chciałbym przejechać całą Polskę na rowerze 🙂 Może pojadę Twoim szlakiem 🙂
Trzymam kciuki! trzecia część w przygotowaniu, zachęcam do prześledzenia całego szlaku. A po powrocie, koniecznie podziel się wrażeniami! 🙂
Brzeziny są miastem ciekawym – cztery zabytkowe kościoły, wypoczynkowy charakter, zbiornik wodny na Mrożycy i miejsce w pierwszej trzydziestce najbardziej zanieczyszczonych europejskich miast musi robić wrażenie.
to jest opis Brzezin, ale tych koło Łodzi
Dziękuję za poprawkę! O Brzezinach doczytałem po powrocie do domu i faktycznie nie dochowałem należytej staranności! Gwoli uzupełnienia, w Brzezinach przy drodze 449 również znajdziemy zbiornik wodny, ale na rzece Pokrzywnicy.