Kaszuby
Po opuszczeniu Borów Tucholskich droga 236 prowadzi przez teren płaski i słabo zaludniony. Nazwy kolejnych miejscowości brzmią coraz bardziej egzotycznie: Wielkie Chełmy, Czyczkowy, Brusy. Patrząc tylko na tablice drogowe, rowerzysta mógłby szybko zwątpić, czy aby na pewno ciągle znajduje się na terenie Polski. Nazwy miejscowości zapisane są w innym języku, z użyciem nieznanych w polszczyźnie liter i znaków. Przejeżdżamy przez Kaszuby.

Z reporterskiego obowiązku trzeba nadmienić, że restauracja staromiejska w mieście Brusy stanowi jeden z niewielu godnych uwagi lokali gastronomicznych w okolicy. Ciekawa sprawa – niejedno polskie miasto zapamiętałem przede wszystkim ze względu na pyszny obiad zjedzony w lokalnej restauracji. Dla zmęczonego i głodnego turysty dobra restauracja śmiało może równać się z najcenniejszymi zabytkami architektury. To, co ważne, cenne i wyczekiwane najlepiej zapada w pamięć.
Podobnie rzecz ma się ze wspomnieniami kierowców. Nierzadko zapamiętują oni miasta ze względu na wygodny hotel, w którym przyszło im spać na kolejnym odcinku trasy. Inni bezbłędnie rozpoznają miejscowości po zlokalizowanych tam stacjach benzynowych lub barach szybkiej obsługi.
Jest to pewnego rodzaju wskazówka dla włodarzy miast i miejscowości. Warto wspierać lokalne inicjatywy, warto inwestować w bazę noclegową i gastronomiczną, bo to właśnie od noclegu i posiłku, a nie od zabytków, zacząć się może dobra prasa i sukces miejscowości.
Wiele
W Brusach najedzony rowerzysta odbija na północ, drogą wojewódzką 235, by po kilku kilometrach zjechać w kierunku wsi Lubnia i Wiele. Okolica przypomina pejzaże mijane na trasie Kaszubskiej Marszruty. Droga prowadzi przez lasy i tereny słabo zaludnione, brzegiem jezior i między stawami. Mając z tyłu głowy coraz bliższy koniec etapu, myśli turysty zaczynają krążyć wokół opcji noclegowych. W takich momentach ogólnego rozprężenia często mają miejsca wydarzenia nieoczekiwane, które silnie zapadają w pamięć. Nie inaczej jest tym razem.
Jeszcze przed osiągnięciem celu wycieczki rowerzysta wjeżdża do wsi Wiele, charakteryzującą się przepięknym zabytkowym układem ruralistycznym. Przejeżdżając uliczkami Wiela obserwować można widoki jakby żywcem przeniesione ze starej pocztówki. Wiele pochwalić się może również budowlami bardziej współczesnymi. Wokół brzegów jeziora Wielewskiego wybudowano Kalwarię Wielewską: malowniczo rozsiane wśród wzgórz kapliczki, rzeźby i pustelnię.

Wdzydze Kiszewskie
6 dzień wycieczki okazał się najdłuższy w całej wyprawie. 120 kilometrów, zmienny krajobraz, ciekawostki architektoniczne i przyrodnicze, słoneczna pogoda. Nic dziwnego, ze zmęczony nadmiarem wrażeń rowerzysta pada na łóżko pensjonatu we Wdzydzach Kiszewskich zaraz po zdjęciu sakw z roweru. Na zwiedzanie czas przyjdzie rano.

Dzień 7: do Gdańska! (74 km)
Czasem zdarza się, że to ostatni odcinek trasy jest najtrudniejszy. Najczęściej fakt ten ma związek z narastającym zmęczeniem na długiej trasie – po wielu dniach pedałowania mięśnie zaczynają się powoli buntować. Biorąc to pod uwagę, ostatni dzień podróży ma „tylko” 74 kilometry, w teorii pozwalając dotrzeć do Gdańska jeszcze przed obiadem. Jak okaże się na trasie, największa trudność tego odcinka związana jest nie ze zmęczeniem, a z intensywnym ruchem ulicznym, przed którym w okolicach Gdańska zwyczajnie nie ma ucieczki.
Wdzydzki Park Krajobrazowy
Początek trasy nie zapowiada problemów. Droga prowadzi przepięknymi trasami Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Poranne słońce przebija się pomiędzy drzewami powoli ogrzewając wiosenne powietrze. Schowane pomiędzy pagórkami jeziora odbijają promienie słoneczne potęgując ten mini-efekt cieplarniany. Poranna mgła powoli ustępuje miejsca przejrzystemu, rześkiemu powietrzu.

Wdzydzki Park Krajobrazowy jest popularny wśród turystów z Pomorza. Jako punkt wypadowy upodobali oni sobie wieś Wdzydze Kiszewskie. Zagubiona na końcu drogi wieś w okresie wiosenno-letnim przeżywa istne oblężenie turystów. Wczasowicze docierają tam, gdzie nawet zasięg telefonii komórkowej zaczyna się gubić.
Malutka wieś, na skraju której wybudowano duży kompleks domków wczasowych, wygląda momentami groteskowo. W dzień zadeptana przez turystów, głośna, hałaśliwa, w nocy pustoszeje. Alkohol pomaga ludziom złagodzić ten dysonans poznawczy. Wyrwani z miejskiego środowiska wczasowicze szukają ulgi we wciąż głośnej i tłocznej tawernie. Przyzwyczajeni do ciszy mieszkańcy w milczeniu opróżniają kolejny kufel w odrapanym barze na uboczu.
Droga wojewódzka 221
Po opuszczeniu parku krajobrazowego atrakcje tego dnia kończą się. Warto wspomnieć jeszcze przyjemną wieś Wielki Klincz, na którą rowerzysta kieruje się przed wjechaniem na drogę wojewódzką 221. Później cyklistę czeka już tylko warkot silników i smród spalin…
Niestety, droga wojewódzka 221 rozczarowuje pod każdym względem. Krajobrazowo jest mało ciekawa, nie przecina też żadnej godnej uwagi miejscowości. Pobocze jest wąskie i nieprzyjazne, auta pędzą w kierunku Gdańska co chwile płosząc rowerzystę. Co zaskakujące, w miarę zbliżania się do morza droga prowadzi coraz bardziej pod górę…
Gdańsk
Sytuacja zaczyna się zmienia się dopiero za Jodłownem. Na poboczu drogi pojawia się ścieżka rowerowa, a droga zaczyna zjeżdżać stromo w dół, w stronę morza. Ostatnie kilometry to niemal bezproblemowy zjazd serpentynami do Gdańska. Ujeścisko, Orunia, Śródmieście i w końcu Stogi… po 7 dniach oczom rowerzysty ukazuje się upragnione Morze Bałtyckie.

Podsumowanie
Z perspektywy czasu, na ostatni odcinek podróży wybrałbym drogę prowadzącą przez Kościerzynę, Kaszubski Park Krajobrazowy i Kartuzy. Takie rozwiązanie pozwoliłoby uniknąć nieprzyjemnego ruchu drogowego i przejechać przez obszary nieco bardziej malownicze niż pobocze drogi wojewódzkiej 221. Poza tym fragmentem, na trasie swojej wycieczki nie zmieniałbym niczego.
Wyjazd po raz kolejny udowodnił mi, że Polska jest pełna mało znanych, jeszcze nie odkrytych turystycznych pereł. Podróż rowerem pozwala na dotarcie do nich i nacieszenie się ich pięknem lub tajemnicą. Z kolei uczucie euforii, które towarzyszyło mi po osiągnięciu celu zagłuszyło całkowicie zmęczenie i ból fizyczny po 7 dniach pedałowania. Poczucie satysfakcji ze zrealizowania marzenia utrzymuje się zresztą do dziś…
Warto było!

Rowerem z Krakowa do Gdańska
Wpis stanowi trzecią, ostatnią część cyklu „Rowerem z Krakowa nad morze”. Podzielona na trzy części opowieść ma na celu wyznaczenie nowej, alternatywnej trasy rowerowej z Krakowa nad Morze Bałtyckie. Część pierwszą podróży, przejazd przez Jurę Krakowsko – Częstochowską i Załęczański Park Krajobrazowy znajdziecie TUTAJ. Etap drugi wycieczki, drogą Wieluń – Kalisz i przejazd rowerem przez szlak piastowski opisuję TUTAJ. Zachęcam bo warto!
Całą wyprawę możecie prześledzić też na poniższej mapie. Jak widzicie, do Gdańska jechałem trochę na około, chcąc jak najwięcej zobaczyć po drodze. Krajobraz Polski z południa na północ zmienia się diametralnie, co tylko dodaje atrakcyjności wyznaczonej przeze mnie trasie. Miłego pedałowania! 🙂

Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :)

A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY
Świetna trasa z wieloma atrakcjami. Jeśli się na nią wybiorę to pojadę w odwrotnym kierunku 🙂 Gratulacje !
Dziękuję!
Super relacja i brawa za wytrwałość. Kondycja murowana. Czytam posty ale nie znalazłam nic o Helu od którego zaczyna się Polska. Mogłabym w Helu polecić świetny morski marynistyczny nocleg w apartamencie sea Hel. Noclegi są niedrogie i do naszych rowerków gospodyni udostępniła darmowy garaż. Wspaniała trasa rowerowa od pucka do helu ma około 50km polecam wyprawę. Zakochana w Helu
Hel jest w planach 🙂
Super miejscówka
Witam, świetna relacja. Miałbym jednak kilka pytań gdyż sam mam zamiar wybrać się na podobną podróż. Prosze o kontakt 🙂
Zapraszam do zadawania pytań w komentarzach 😉 Albo zakładka kontakt, w sprawach niezwiązanych bezpośrednio z tematem.
1.Co i gdzie jadłes?
2.Noclegi, bo to mnie najbardziej martwi. Nocowanie w namiocie jakos mi nie wsmak dlatego mysalem nad czymkolwiek innym. Mozesz orientacyjnie podac punkty gdzie nocowales? Czy rezerwowac wczesniej czy da rade na spontanie? Bede jechal w pierwszej połowie września
1. Dobre pytanie 🙂 Jadłem różnie, z perspektywy czasu widzę, że najlepszy jest taki system: Pobudka dość wcześnie rano, jem śniadanie z zapasów zrobionych wczorajszego dnia, żeby nie tracić czasu. Ja rano mogę zjeść niewiele, więc najczęściej jest to bułka z dżemem/nutellą plus jabłko. To najłatwiej mi przełknąć. Na drogę koniecznie 2-3 batony typu Snickers i dużo wody. Koło 11… Czytaj więcej »
Wielkie dzieki mistrzu 😀 A jak z praniem/ubraniem na zmiane?
Pranie robiłem jeden raz, mniej więcej w środku wyjazdu, w ciepły i suchy dzień.
w rzece? ;d
Haha dlatego nie? 😉 A tak na poważnie, pranie zrobiłem 3go dnia w hotelowej łazience. Polecam pranie szarym mydłem. A jak weźmiesz koszulki termoaktywne z wełny merino to może tydzień nawet bez prania oblecisz…
A jakie spodenki polecasz?
Zasadniczo polecam jak w tym wpisie.
ok, chyba ostatnie pytania.
1.Z jakimi cenai noclegów sie liczyc?
2Brales ze soba zapasowe dętki/pompke?
1. Zależy od standardu. Okolice 40-50 pln jeśli jedzie jedna osoba. Dwójki wychodzą taniej.
2. Oczywiście!
Koniecznie daj znać po powrocie jak było! 🙂
Jeszcze jedno. Rower gorski czy trekkingowy?
trekkingowy z cieńszymi oponami…
Bardzo fajne ciekawostki wynajdujesz, super się czyta. Na przykład myślałam, że już dużo wiem o mniejszościach narodowych w Polsce, a tu proszę, nie miałam pojęcia o tych niemieckich osadnikach.
Polska w Twojej opowieści jawi się fascynująca niczym jakieś wyspy na Pacyfiku albo biegun północny. A tu swojskie niby klimaty a takie nieznane. 😃